Ohayoooo!!!
<3 To ja Agathe :D Dzisiaj dodaję kolejną część opowiadania D.Gray-Mana :)
Ale
Przed tym, bardzo proszę Was o przysługę. Jeżeli chcecie abym pisała więcej
bardzo proszę o to abyście polecili mojego bloga znajomym :) Będę bardzo
wdzięczna ^-^ Jeżeli blog się rozwinie to więcej będę miała przyjemności aby
dla Was Wszystkich pisać =3
Dobrze dosyć tego gadania czas na opowieść :D
D.Gray-Man- Otwarcie- Chłopiec i dziewczyna, polujący na Akumy...
W drodze do Czarnego Zakonu Agathe i Allen siedzieli w
pociągu i rozmawiali ale nie długo ponieważ Agatke zdrzemnęła się. Po paru
godzinach jazdy dotarli do miasta gdzie prosił Allen aby sprawdzić o co mu
chodziło. Lecz gdy pociąg hamował zbyt naglę to zrobił i Allen wpadł na Agathe.
-
Ghee..
*spojrzenie* Ygh?!
-
Ajj!Y-Y-Yyy... *zdenerwowanie* A-Allen złaź ze mnie już!
Ygh!!!!!!
-
A-Agathe
przepraszam t-to nie było celowo!
-
Dobra
ale nie musisz na mnie leżeć, złaź! *odpycha*
-
Ygh!
*upada* Auł...
-
Tsc...
*wstaje* Dotarliśmy już może w końcu wyjdziemy?
-
Uch?
Tak, tak. *myśli- Auł, plecy mnie bolą*
Gdy wychodzili z pociągu rozglądali się. Po momencie
znaleźli transport. Weszli na tyły powozu cyrkowców i usiedli. Po momencie
Allen zaczął wołać kogoś.
-
Timcanpy?
Timcanpy? Przestań latać tu i tam. Jeszcze kot Cię zje.
-
Huh?
Timcanpy? *spojrzenie* Nie widziałam go wcześniej.
-
Latał
dlatego.
-
A-Aha.
-
Chodź
tu Timcanpy! *woła*
-
Hej
jesteście pewnie głodni.- mówi cyrkowiec.
-
Huh?
*spojrzenie*
-
Częstujcie
się, *podaję* to kanapki.
-
Dziękujemy.
*biorą*- odparli.
-
Kya!
*odpycha* Podróżnicy! Zostajecie tutaj czy tylko zwiedzacie?- powiedziała
kobieta w masce królika *lol xD*.
-
Nie,
tylko zwiedzamy.- powiedział uśmiechnięty Allen.- Tak mianowicie to Kwaterę
Główną Egzorcystów.
-
Oho,
to my nie przeszkadzamy Rita, idziemy.
-
Cz-Czekaj
sama umiem chodzić!
-
Allen,
ten Timcanpy to co to jest?- spytała zamyślona Agathe.
-
Ach,
golem mojego mistrza. Dał mi go.
-
Przypomina
ptaka.
-
Wiem,
dlatego często go chcą zjeść koty. *uśmiech*
-
*podlatuję
Timcanpy- pieszczy* Heh, nawet miły ten golem.
-
Nieraz
dziabie.
-
Ghy...
*zesztywnienie*
-
Ale
tylko jak coś mu zrobię.
-
Aaa...
W
tym samym czasie...
Niedaleko
znajdował się przeklęty kościół. Policjantka Moa i policjant Charles poszli
zbadać tajemnicze zjawiska.
-
M-Moa,
dlaczego chcesz zbadać tą sprawę? Przecież to miejsce jest przeklęte!
-
Nie
wierze, w takie bzdety.
-
A-Ale
tutaj wielu podróżników znikło!
-
*myśli-
Nie wiem czy to miejsce jest przeklęte. Nie wierzę w takie głupie ploty. Ale
ludzie w to wierzą. Prawdopodobnie przez wypadek, który był tutaj dwa lata
temu. Wielu podróżników bez grosza zatrzymywało się w tym miejscu lecz nad
rankiem nie było po nich śladu. Zostają tylko ich ubrania. Ale... Muszę to
zbadać bo dzieję się to coraz częściej i ludzie się skarżą.* Charles, nie ma
mowy żebym tego nie zbadała. Pewnie jakiś głupi idiota puścił plotę i teraz
wszyscy boją się tego miejsca. *wchodzi*
-
M-Moa!
Nie wchodź tam!
-
Charles,
czy policjantowi należy mówić takie rzeczy?
-
Ych?
N-Nie.
-
To
nie marudź i chodź. *wchodzi-rozgląda się*
-
Ghua!
Na Boga! Nie wierze, że tutaj mogli się zatrzymywać podróżnicy! To miejsce jest
istną ruiną!
-
Ludzie
bez grosza wszystko wybiorą aby mieć dach nad głową Charles.
-
Ghuaaaa!!!!
-
Charles!
*spojrzenie* Uhh?
-
M-Moja
noga!
-
Huh,
to tylko kot Chaerls. *podnosi-miauczenie kota*
-
M-Moa
słyszałaś to?
-
To
kot.
-
N-Nie.
*piski*
-
To...
*odwraca się-piski* Nietoperze! Padnij!
-
Ghya!
-
Ghh!
*chwyt* Huh? Aaa!
-
Ha...Ha...*dyszy*
Wszystko w porządku Moa? *cisza* Moa?
Policjantkę porwało coś do jednego z pomieszczeń i
przytrzymywało ją.
-
Heh,
mam Cię... *spojrzenie* Huh?
-
*kaszel*.
-
E-Ech?! Człowiek?! Co robisz w takim miejscu? *zakładanie
kajdanek*
-
Jak
śmiesz...
-
Do
tego policjantka...
-
A
ty kto?!
- P-Przepraszam! Uniosłem się i nie zauważyłem!
Chciałem tylko złapać kota...- promienie światła powoli odsłaniały z ciemności
sylwetkę Allena.- Jestem tylko wędrowcem.
Chwilę
Później...
-
Ach!
Więc o tym miejscu krążą dziwne plotki... – zakuty siedzący w kajdankach Allen
rozmawia z policjantką Moą.- Przyjechałem dzisiaj do tego miasta ze znajomą i
kiedy przypadkowo mijałem to miejsce, *spojrzenie* ten kociak podwędził ważną
dla mnie rzecz więc ganiałem za nim w kółko, żeby to odzyskać!
-
Yhym...
-
S-Serio!
Nie mogę zgubić czegoś, co mam od mojego mistrza!
-
Mistrza?
Gdzie jest twój mistrz?
-
*zesztywnienie*
No więc, ech, zaginął gdzieś w Indiach... *załamka-spojrzenie * To twoja wina!
*miauknięcie kota*
-
Ech...
*myśli- to tylko dzieciak* Tak czy inaczej poczekaj tutaj, a ja pójdę po mojego
partnera. *odchodzi*
-
*myśli-
Ciekawe gdzie się Agathe podziała, jak jej nie znajde uduszą mnie.- wrogie
miauknięcie kota*
-
Ghyaaaa!!!!!!!-
krzyk Charlesa.
-
C-Co?-
pyta retorycznie policjantka. *otwiera drzwi* Zostań tutaj! *zamyka-biegnie*
Kto tam jest?! Gheh? *spojrzenie- zesztywnienie*
Widok był
przerażający... Charles był przywiązany do jednej z kolumn... Charles ledwo
łapał oddech a na jego ciele zaczęły pojawiać się czarne pentagramy w kształcie
gwiazdy.
-
Ch-Charles...- po momencie po Charlesie pozostał proch a z nich
wydobywał się dym...- O nie... Niemożliwe... Plotki były prawdziwe. *podchodzi*
Ghah *łapię za szyję* Co to? Boli...- zza dymu ujawnił się Allen, zakrył usta i
nos policjantki skrawkiem materiału.
-
Uważaj.
To gaz trujący. *spojrzenie* A On został zabity przez Akumę.
-
A-Akumę?
*mdleje*
-
C-Co?
Przepani!
Gdy Policjantka zemdlała Allen zaniósł ją do posterunku
policyjnego. Po jakimś czasie Moa ocknęła się.
-
Huh?
*wstaję* Ech...
-
O,
Moa, obudziłaś się?- spytał policjant.
-
Hm?
Gdzie jestem?
-
Na
posterunku. *łapię- prowadzi- puka do drzwi* Inspektorze! Oficer Moa się
obudziła!
-
Wejdźcie!
-
Ghh?
*poprawia okulary* Tak jest, Charles...
-
Wiemy.
-
Przesłuchuję
teraz świadka.
-
Ech?
*spojrzenie-opadanie okularów*
-
Nazywasz
się Allen Walker.
-
Tak.
-
*uderzenie
o stół* Zrobiłeś to, prawda?!
-
*przerażenie*
Mówiłem, że nie! Dlaczego sprawy nabrały takiego obrotu? Ja tylko przyniosłem
tutaj nieprzytomną policjantkę...
-
Byłeś
na miejscu zbrodni, czyż nie?! To podejrzane! *spojrzenie* I jeszcze ta ręka...
Jest krwisto- czerwona!
-
Nie,
zawsze taka była... *wyrywa się- spada rękawiczka- spojrzenie*
-
Heh?
-
C-Co
to do diabła jest? Coś ty zrobił sobie z tą ręką? *wytyka palcem* Ty przeklęty
świrze! Powinieneś dbać o ciało, które dali Ci twoi rodzice!
-
P-Proszę
mi wybaczyć... Ten chłopiec był ze mną, kiedy to się stało.
-
Co?!
-
Inspektorze,
na miejscu zbrodni znaleźliśmy wielką dziurę po kulach ten dzieciak miał ze
sobą jedynie kota i małą walizkę. Jak na razie nie znaleźliśmy broni, która
byłaby w stanie zrobić takie wielkie szkody.
-
*uderzenie
o stół 2# xD* Dlaczego zemdlałaś?! Oficerze Moa Hesse!
-
Moja
najszczersze przeprosiny.
-
Na
litość Boską, byłaś na miejscu zbrodni, a nawet nie widziałaś kto to zrobił!
-
Um,
*podnosi rękę* ja znam sprawce!- odparł Allen. Nie widziałem tego, ale wiem
czym to jest. Proszę, pozwólcie mi pomóc w śledztwie... Nazywa się Akuma.
Spotkałem się z kilkoma z nich. Dalej będzie zabijać. Jeśli nie powstrzymam
tego teraz, wymknie się nam spod kontroli.
-
Akuma?
-
*odwraca
dłoń* To jest broń przeciwko Akumom. Znacie Egzorcystów? Jestem duchownym
specjalizującym się w tępieniu Akum.
-
Egzorcysta~?
Kto to jest do diabła? *spojrzenie* Dość tego. Możesz sobie iść. Wracam na
miejsce zbrodni. Oficerze Moa! Zabierz go do domu i miej na oku!
-
Ech?
*zdezorientowanie* (2x xD)
-
Słyszałem,
że policjant zginął.
-
Słyszałem,
że to był straszny widok. Plotka była prawdziwa. To miejsce jest opętane.
-
Co
się stało?
-
*nuci*
-
Para,
która brała tutaj 2 lata temu ślub, miała wypadek...
W innym miejscu
-
Hee...
-
Moja
słodka mała Akumko!- wpada Earl i rozmawia z Akumą w postaci ludzkiej.- Zabijaj
więcej i więcej, i ewoluuj!
-
Bracie...-
mówi Moa.- Wróciłam, bracie. Jak się czujesz?
-
Witam
w domu, Moa. Dzisiaj wcześniej wróciłaś.
-
Bracie
znowu znów nic nie zjadłeś. To nie dobrze, musisz jeść.
-
Jestem
pełny.
-
Heh?
-
Przepraszam.
Ale to nie potrwa długo.
-
Nie
poddawaj się, Mark. Mark, moja siostrzyczka w niebie też by tego chciała. *hałas*
-
Ghah!
Hej, co ty robisz?!- krzyczy Allen na kota piętro niżej. *wrogie miauknięcie
kota- upada i na niego upada obraz*
-
Hej!
Co ty wyprawiasz?! Zamierzałeś wrócić na miejsce zbrodni?
-
Tylko
na chwilkę.
-
Nie
ma mowy! *miauknięcie kota*
Trochę później...
Allen podchodzi do okna w domu Moa i rozmyśla.
-
*myśli-
Hm, jest tuż przede mną... Mam nadzieję, że inspektorowi i Agathe nic nie
jest.*
-
Allen-kun...
Naprawdę myślisz, że za tym stoi Akuma?
-
Heh?
Słucham?
-
Sam
wiesz, że Akuma jest fikcyjną postacią stworzoną dawno temu przez ludzi w
strachu przed chorobami *przekłada kratkę w książce* Nie wierze w rzeczy typu
klątwy i Akumy. Nienawidzę takich rzeczy.
-
Ech...
*wzdycha* Akuma, którą mam na myśli jest trochę inna. Te Akumy są brońmi.
Straszliwa broń, którą celem są istoty ludzkie... To jest Akuma. Zwykle
przyjmują ludzką postać dlatego trudno je rozróżnić, ale... *huk otwieranych
drzwi* Ghuh.
-
Mark?
Co się stało?
-
Huh?
*uaktywnia się lewe oko Allena*
-
Ghaa...
Ghaa... Ghaaa!!!!- krzyczy Mark, zamieniając się w Akumę poziomu 1 *-*.
-
Co
to... jest?- pyta Moa.
-
Gheh,
Ghaa! *odpycha Moe- strzały- wybuch*
-
Ghmmm....
*łapię pocisk- uderzenie o ścianę- hałas łamanego szkła*
-
Heh?
Co to było inspektorze?- pyta policjant.
-
Nie
wiem...
-
N-Nic
ci nie jest panienko Moa?
-
Gdzie
jesteśmy?
-
W
kościele po drugiej stronie ulicy.
-
*Spojrzenie*
Nie możliwe, złapałeś pocisk?!
-
Nie
dotykaj! To pocisk Akumy. Pocisk zawiera trujący wirus. Akumy zamieniają swoje
ciała, żeby stworzyć te pociski. *odkłada* Jeżeli zostaniesz trafiony, wirus
szybko rozprzestrzeni się po twoim ciele, a wtedy... *odgłos niszczącego się
ciała kota*
-
Heh?
-
Przepraszam,
że nie mogłem cię uratować.
-
Huh?
Co się stało Markowi?
-
Panno
Moa... Akumy przyjmują ludzką postać żeby przenikać do społeczeństwa. To nie
był Mark. To była Akuma, która zabiła go i przybrała jego formę. *okrywa prochy
kota płaszczem*
-
Huh?
Mój brat... został zabity?
-
Jest
tutaj... *chowają się za ścianę- huk i hałas*
-
Hej!
-
Ghuh?
(2x)
-
Co
wy tam do diabła wyrabiacie?!
-
Inspektorze!
-
Ghuh?
Co to do diabła jest? Zastrzelcie to!
-
Broń
jest bezużyteczna! Uciekajcie!- krzyczy Allen.
-
Ghuh?!
(+7x)
-
Przestań...
*strzały*
-
Ghaaa!
(znowu ponad 7x xD )
-
Inspektorze...
Wszyscy... *płacz* Ty potworze! Dlaczego zabijasz?! Dlaczego?!
-
Bez
względu na to co powiesz, nie usłyszy Cię. Panno Moa, to nie działa w ten
sposób. Jako broń jest zaprogramowana do tego aby ewoluować.
-
To
tylko maszyna do zabijania!
-
Nie...
Akuma jest żyjącą bronią z duszą wewnątrz. Ta dusza jest kontrolowana przez
stwórcę. Potrzebuje duszy kogoś, kto stracił wiarę w życie i nienawidzi
rzeczywistości. To frustracja duszy, która produkuję energię dla Akumy do
ewolucji. Czyjaś dusza spoczywa w tej Akumie. Bez wątpienia była to osoba,
która bardzo była bliska Markowi.
-
Heh?
-
Akumy
są demonami stworzonymi z nieszczęśliwych dusz. Serca wszystkich ludzi
przyplątane są ciemnością. Ciemność jest zależna od tragedii, powodując
nadejście stwórcy i narodziny Akumy.
-
Tragedii?
Nie mogę w to uwierzyć... To coś... To coś jest Claire?! *upada-płacz*
-
*podchodzi-uaktywnia
Innocence* Boski krzyżu spoczywający we mnie! Użyj mi mocy żeby zniszczy-
-
No
w końcu jakaś Akuma! Już mnie kości bolały bez walk.- na murze stała Agathe ze
swoim Innocence.
-
A-Agathe?!
Co ty tu robisz?!
-
Szukałam
Cię później Ci opowiem *skok* Spoczywaj w pokoju żałosna duszo! Wróć do
niebios, do twej ukochanej osoby! *uderzenie- wybuch- odskok* Ghaa. No tego mi
było trzeba, haha!
-
*zaskoczenie-myśli-
Straszna jest...*
-
Głupi
jesteś Allen. Pobiegłeś za jakimś kotem i Cię kurde po całym mieście szukałam!
Myślałam, że będzie może jakaś Akuma ale pff nie było.
-
N-No
ale jak mnie znalazłaś?
-
Hm,
niech pomyśle: hałas, wybuchy, strzały i Akuma w oddali? Nie jestem głupia a
poza tym nudziło mi się.
-
*myśli-
Pomyłka, jest bardzo straszna.*
-
Wiem,
co sobie teraz myślisz, sam jesteś straszny głupolu. A co do pani
*podchodzi-kuca* Miałą Pani wielkie szczęście, że Allen był z panią, heh.
*uśmiech*
-
Sz-Szczęście?...
Chwilę później
-
Są
razem w niebie, prawda? Claire i Mark...
-
Jestem
tego pewny. Milenijny Earl. Tak brzmi imię stwórcy. Teraz rozpoczyna grę,
która może okazać się zagładą ludzkości. Obowiązkiem Egzorcysty jest go
powstrzymać. *szelest*- pod płaszczem i prochach kota znajdował się Timcanpy.
Allen wstając wyciągnął rękę a Tim usiadł na niej.- Idziemy,
Agathe, Timcanpy.
-
Nie
marudź wiem przecież! *wstaję-kłania się-odchodzi.*
-
Ghh.
*kłania się*
Po
tym spotkaniu Allen i Agathe wyruszyli do Głównej Kwatery Czarnego Zakonu. W
drodze rozmawiali i w tym czasie Agathe była ledwo żywa. Allen nie chcąc czekać
do rana kazał Timcanpy ugryźć ją w ucho. Od tamtej pory przez całą drogęAgathe
była naburmuszona na Allena.
Kya...
Boshe... W końcu skończyłam :D Przepraszam, że tak późno dodałam ale nie mogłam
wcześniej.
Dobrze
w następnej opowieści D.Gray-Mana!
D.Gray-Man – Czarny Zakon
Proszę
o opinie i komentarze! :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz